WĘDRÓWKA DO CELU
Pierwszą osobą którą poznałem był LooZ^, spotkaliśmy się na dworcu w Katowicach, po 2 godzinach obmyślania strategii rozwoju SS-NG podczas czekania na pociąg wyruszyliśmy w drogę. Przed zajęciem miejsc w pociągu dostaliśmy SMS-a od Markinsona, który brzmiał mniej więcej tak: Drizit wyruszyłem i tylko śmierć może mnie zatrzymać...zaczęło się nieźle :D. Heh w tym miejscu należą się ogromne fucki PKP za jej 'nowoczesny' tabor kolejowy. Gdy po ponad 3 godzinach już nasza męczarnia dobiegała końca dostaliśmy kolejnego SMS'a od Markinsona, który przybył już na miejsce i przekazał nam że 'tu jest naprawdę zajebiście' oraz że 'pan w recepcji pytał się czy będzie nas 8 a ja mu odpowiedziałem że nie mam pojęcia, bo my nawet nie wiemy jak wyglądamy'.
Ekipa powraca z knajpki 'Sphinks' - ładnie się prezentują, co? :]
|
W Łodzi na dworcu spotkaliśmy się z martinem i zaraz po tym wyruszyliśmy na nasz camping gdzie przywitaliśmy się z Markinsonem który zajął już domek nr 3 (naszą pierwszą nie skomputeryzowaną redakcję!).
Chwilę potem dotarł do nas Gonzo! Już było nas 5, a więc jak się okazało - komplet.
PIERWSZE ZDERZENIE Z ŁODZIĄ
Zaraz wyruszyliśmy na oszukiwania sklepu. Było to trochę trudne zważywszy na to że była niedziela wieczorem. Podczas jazdy autobusem zauważyliśmy reklamę hipermarketu więc zapytaliśmy pewną ładną panią na przystanku: 'Jak daleko jest do Geant'a' - popatrzyła na nas tak jakbyśmy co najmniej ją zapytali 'czy wąchała kiedyś Secreta' - po czym oznajmiła że 15 minut autobusem. Zrezygnowaliśmy :] Po pocałowaniu klamki 10 sklepów dotarliśmy w końcu do nocnego a po zaopatrzeniu się w niezbędne płyny i jedzenie wyruszyliśmy do naszego domku. Oczywiście 'gienialny' Drizit rozwalił po drodze własny przydział :P.
Całą okrągłą noc od 22:00 - 6:30 przegadaliśmy o Secret Service, zinie, Waldemarze Nowaku, jego synu Krzysiu, o 96 numerze i próbach jego odnalezienia.
Trzecia noc zlotu - Markinson szuka schronienia na łamach NEO +
|
Właśnie tej nocy powstały takie hasła jak: 'zawsze wąchałem Secreta'. 'Jak tych drzwi nie kochać' czy '- my jesteśmy chorzy (LooZ) - mi to nie przeszkadza '
To nam dało w kość...
DZIEŃ DRUGI
Po tej wyczerpującej nocy o 7 wyruszyliśmy do sklepu. Gdy tam dotarliśmy, stanęliśmy przed szybą i zaczęliśmy się tępo wpatrywać w towary, uświadomiliśmy sobie że tak naprawdę to nie wiemy po co tam przyszliśmy - nieprzespana noc zrobiła swoje - poszliśmy to nadrobić.
Pojedynek na aparaty - Gonzo vs. Drizit
|
Po śniadaniu około 10:00 wyruszyliśmy na poszukiwanie stawów, które ku naszemu zdziwieniu i szczęściu naprawdę istniały, mało tego była tam całkiem ładna plaża...a na plaży Dagmarka (gorące pozdrowienia!!!) - pewna dziewczyna z ręcznika obok która umilała nam czas i, sama o tym nie wiedząc, stała się postacią kultową :]; oraz pani Księgowa z laptopem :D. Kolejna noc należała do Dagmarki - a raczej rozmów o niej :]
Wcześniej jednak udaliśmy się na zwiedzanie Galerii Łódzkiej oraz ulicy Piotrkowskiej - głównego kilku kilometrowego deptaka w Łodzi.
- Drizit!! Rób to zdjęcie szybciej! - Ale ja nie mam podglądu...
|
Na Piotrkowskie wstąpiliśmy do restauracji Sphinks - i usiedliśmy przy stoliku, po czym kelner zdjął ze stolika obok tabliczkę 'rezerwacja' i nas tam zaprosił - szok :D Po zjedzeniu ciastek szefa wyruszyliśmy już tradycyjnie do sklepu po zakupy a potem na już wyżej wspomniane nocne posiedzenie.
Po rozmowach Dagmarce coś nam odwaliło i zrobiliśmy z martina psychopatycznego mordercę, po pewnym czasie shiza tak się nakręciła że przez kolejną godzinę baliśmy się spać, a Gonzo i Markinson spali z plastikową butelką do obrony przede mną :D - mnie też się troszkę bali :P
Niestety następnego dnia rano Gonzo nas opuścił. Mieliśmy z nim jechać na dworzec, ale tylko on zdołał wstać o 9:00 więc niestety podaliśmy mu tylko dłonie, podziękowaliśmy za wspólnie spędzony czas i wróciliśmy do łóżek.