35     Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona     : Zlot redaktorów - Łódź 2003



Wacław " DRIZIT " Beck



Długo czekaliśmy na ten zlot, a z każdym dniem nasze wnętrza wypełniał niepokój oraz nadzieja. Teraz, po tych 3 dniach spędzonych w gronie redakcyjnym mogę śmiało powiedzieć że były to najlepsze 3 dni jakie spędziłem w tym roku, jeżeli nie w całym moim życiu.



WĘDRÓWKA DO CELU
Pierwszą osobą którą poznałem był LooZ^, spotkaliśmy się na dworcu w Katowicach, po 2 godzinach obmyślania strategii rozwoju SS-NG podczas czekania na pociąg wyruszyliśmy w drogę. Przed zajęciem miejsc w pociągu dostaliśmy SMS-a od Markinsona, który brzmiał mniej więcej tak: Drizit wyruszyłem i tylko śmierć może mnie zatrzymać...zaczęło się nieźle :D. Heh w tym miejscu należą się ogromne fucki PKP za jej 'nowoczesny' tabor kolejowy. Gdy po ponad 3 godzinach już nasza męczarnia dobiegała końca dostaliśmy kolejnego SMS'a od Markinsona, który przybył już na miejsce i przekazał nam że 'tu jest naprawdę zajebiście' oraz że 'pan w recepcji pytał się czy będzie nas 8 a ja mu odpowiedziałem że nie mam pojęcia, bo my nawet nie wiemy jak wyglądamy'.

Ekipa powraca z knajpki 'Sphinks' - ładnie się prezentują, co? :]


W Łodzi na dworcu spotkaliśmy się z martinem i zaraz po tym wyruszyliśmy na nasz camping gdzie przywitaliśmy się z Markinsonem który zajął już domek nr 3 (naszą pierwszą nie skomputeryzowaną redakcję!). Chwilę potem dotarł do nas Gonzo! Już było nas 5, a więc jak się okazało - komplet.

PIERWSZE ZDERZENIE Z ŁODZIĄ
Zaraz wyruszyliśmy na oszukiwania sklepu. Było to trochę trudne zważywszy na to że była niedziela wieczorem. Podczas jazdy autobusem zauważyliśmy reklamę hipermarketu więc zapytaliśmy pewną ładną panią na przystanku: 'Jak daleko jest do Geant'a' - popatrzyła na nas tak jakbyśmy co najmniej ją zapytali 'czy wąchała kiedyś Secreta' - po czym oznajmiła że 15 minut autobusem. Zrezygnowaliśmy :] Po pocałowaniu klamki 10 sklepów dotarliśmy w końcu do nocnego a po zaopatrzeniu się w niezbędne płyny i jedzenie wyruszyliśmy do naszego domku. Oczywiście 'gienialny' Drizit rozwalił po drodze własny przydział :P. Całą okrągłą noc od 22:00 - 6:30 przegadaliśmy o Secret Service, zinie, Waldemarze Nowaku, jego synu Krzysiu, o 96 numerze i próbach jego odnalezienia.

Trzecia noc zlotu - Markinson szuka schronienia na łamach NEO +


Właśnie tej nocy powstały takie hasła jak: 'zawsze wąchałem Secreta'. 'Jak tych drzwi nie kochać' czy '- my jesteśmy chorzy (LooZ) - mi to nie przeszkadza ' To nam dało w kość...

DZIEŃ DRUGI
Po tej wyczerpującej nocy o 7 wyruszyliśmy do sklepu. Gdy tam dotarliśmy, stanęliśmy przed szybą i zaczęliśmy się tępo wpatrywać w towary, uświadomiliśmy sobie że tak naprawdę to nie wiemy po co tam przyszliśmy - nieprzespana noc zrobiła swoje - poszliśmy to nadrobić.

Pojedynek na aparaty - Gonzo vs. Drizit


Po śniadaniu około 10:00 wyruszyliśmy na poszukiwanie stawów, które ku naszemu zdziwieniu i szczęściu naprawdę istniały, mało tego była tam całkiem ładna plaża...a na plaży Dagmarka (gorące pozdrowienia!!!) - pewna dziewczyna z ręcznika obok która umilała nam czas i, sama o tym nie wiedząc, stała się postacią kultową :]; oraz pani Księgowa z laptopem :D. Kolejna noc należała do Dagmarki - a raczej rozmów o niej :]
Wcześniej jednak udaliśmy się na zwiedzanie Galerii Łódzkiej oraz ulicy Piotrkowskiej - głównego kilku kilometrowego deptaka w Łodzi.

- Drizit!! Rób to zdjęcie szybciej!
- Ale ja nie mam podglądu...


Na Piotrkowskie wstąpiliśmy do restauracji Sphinks - i usiedliśmy przy stoliku, po czym kelner zdjął ze stolika obok tabliczkę 'rezerwacja' i nas tam zaprosił - szok :D Po zjedzeniu ciastek szefa wyruszyliśmy już tradycyjnie do sklepu po zakupy a potem na już wyżej wspomniane nocne posiedzenie.
Po rozmowach Dagmarce coś nam odwaliło i zrobiliśmy z martina psychopatycznego mordercę, po pewnym czasie shiza tak się nakręciła że przez kolejną godzinę baliśmy się spać, a Gonzo i Markinson spali z plastikową butelką do obrony przede mną :D - mnie też się troszkę bali :P
Niestety następnego dnia rano Gonzo nas opuścił. Mieliśmy z nim jechać na dworzec, ale tylko on zdołał wstać o 9:00 więc niestety podaliśmy mu tylko dłonie, podziękowaliśmy za wspólnie spędzony czas i wróciliśmy do łóżek.
KOLEJNY DZIEŃ - WALKA Z ŻYWIOŁEM
Około 12:00 mimo zbliżającej się burzy udaliśmy się na plaże. Niestety nie daliśmy rady żywiołowi i już po chwili musieliśmy uciekać pod parasol przed deszczem. Gdy czekaliśmy na plaży aż przestanie padać dostaliśmy SMS'a od Gonza: 'ŚGK upadł'

50 SS w objęciach Nacza. Prawda że słodko :P


Chwila, konsternacji, zamyślenia... poczuliśmy się jak po upadku SS'a. Zaraz wpadliśmy na pomysł żeby kolejny numer zina wydać w hołdzie ŚGK, a już chwilę później biegliśmy (!!!) naładowani energią na autobus w którym debatowaliśmy o wywiadzie z Naczelnym ŚGK oraz o stworzeniu strony fanowskiej na JTS. Chwilę później byliśmy już w ogromnej kafejce internetowej w centrum miasta. Zostaliśmy skierowani do małego osobnego pokoju z czterema kompami i skórzanymi fotelami - to byłą nasza pierwszą skomputeryzowana redakcja. Rozeznaliśmy się w sytuacji, po czym Markinson wykonał telefon do redakcji ŚGK i umówił się na wywiad z Panem Pieńkowskim. Po tym z pokoju słychać było tylko krzyki 'MAMY WYWIAD!!!!!' - wszystkie oczy zwróciły się w stronę naszego pokoju. To była niesamowita, wręcz przełomowa chwila!!!!

Pierwsza nieskomputeryzowana redakcja SS-NG


Potem po raz trzeci udaliśmy się na zakupy po czym do domku - wymyślać pytania do wywiadu.
Po kolejnej nocy ciężkiej pracy udaliśmy się na zadłużony odpoczynek - śnił mi się wywiad.
Następnego dnia spakowaliśmy się, pojechaliśmy do centrum i tam po pożegnaniu rozjechaliśmy się w swoich kierunkach.



Marzenia o Dagmarce


Myślę że po przeczytaniu tekstu i zobaczeniu zdjęć nie macie wątpliwości że zlot był naprawdę udany, nie tylko pod względem towarzyskim ale (!!!) przede wszystkim ze względu ogrom pomysłów na jakie tam wpadliśmy i pracę jaką wykonaliśmy.

A na koniec - wieża Carlsberg


Jedno jest pewne, takie spotkanie co jakiś czas jest bardzo ważnym czynnikiem kreującym gazetę, mam nadzieję że przekonaliście się o tym czytając aktualny numer - bez zlotu wszystkie nowości jakie mamy przyjemność Wam prezentować nie były by zrealizowane.


Cyrograf podpisany przez uczestników zlotu :>
Może się czegoś doczytacie :]


36     Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona     : Zlot redaktorów - Łódź 2003