60     Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona     : Jubileusz Piątku 13-go



Jubileusz Piątku 13-go

Bartek Klus


JUBILEUSZ PIĄTKU TRZYNASTEGO: 10 FILMÓW, PONAD 200 TRUPÓW Mimo że cykl krwawych filmów z Jasonem Voorheesem liczy sobie dokładnie dziesięć części, jego twórcy najwyraźniej nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa i gdy piszę ten tekst, na ekrany amerykańskich kin wchodzi właśnie "Piątku Trzynastego" epizod jedenasty, będący przy okazji również ósmą odsłoną "Koszmaru z ulicy Wiązów". Wykorzystując zatem fakt, iż na pewno minie trochę czasu nim obraz ów trafi do Polski, spróbuję choćby pobieżnie przedstawić pisane krwią losy mordercy w hokejowej masce. Zadanie to, po pierwsze, niełatwe (gdyż "Piątki Trzynastego" są produkcjami poniekąd niszowymi, a co za tym idzie, trudno dostępnymi), po drugie zaś niewdzięczne (zaręczam, iż np. "Piątek Trzynastego V" oglądałem wyłącznie z poczucia obowiązku dziennikarza i badacza, o żadnej przyjemności nie mogło być tutaj mowy), niemniej, mam nadzieję, społecznie użyteczne, albowiem rzetelnej informacji o horrorze nigdy dość. Zatem do rzeczy.
(lecz zanim zacznę, muszę jeszcze ostrzec, iż w poniższym tekście zdarza mi się niekiedy ujawniać kluczowe elementy fabuły, tzw. spoilery, aczkolwiek jeśli ktoś nie wie, że np. w pierwszej części zabójcą była mama Jasona, to może sobie poważnie zaszkodzić, o czym boleśnie przekonała się Drew Barrymore w filmie "Krzyk", więc raczej warto przeczytać, tak na wszelki wypadek)



Witamy w obozie Crystal Lake. FRIDAY THE 13TH (1980)
Otóż początek był niewątpliwie udany, choć dla bohatera artykułu niepozorny, gdyż Jason (czternastoletni wówczas Ari Lehman) grał w nim rolę wyłącznie epizodyczną i pojawił się na ekranie na krótką zaledwie chwilę i do tego jako element snu.

Miłe złego początki. Witamy w obozie Crystal Lake.


Co gorsza, widzowie poznali go dopiero w dramatycznej końcówce, wcześniej w napięciu obserwując grupę ludzi, którzy przybyli do świeżo otwartego po długiej przerwie wypoczynkowego obozu młodzieżowego Crystal Lake (malowniczo położonego nad jeziorem o tej samej nazwie), by dokonywać drobnych napraw, przygotowywać posiłki, pomagać gościom etc., etc. Ot, wakacyjna praca w pięknych okolicznościach przyrody, przyjemne z pożytecznym i w ogóle można by zazdrościć takiej fuchy, gdyby nie fakt, że znakomita większość niedoszłych opiekunów obozu nie przetrwała pierwszej nocy w tym jakże uroczym miejscu.
Jak już wspomniałem, wtedy jeszcze zabijała mama Jasona (niezapomniana Betsy Palmer), a robiła to (m.in. siekierą, nożem, z łuku), ponieważ dwadzieścia lat wcześniej na skutek nieuwagi ówczesnych pracowników w Crystal Lake utopił się jej synek (Jason właśnie), o czym widzowie dowiedzieli się w ostatnich minutach filmu, zaś nieświadomi czytelnicy mojego tekstu już teraz, za co naturalnie przepraszam, ale uprzedzałem, że będą spoilery. Tak czy inaczej, pani Voorhees, po uprzednim pozbawieniu życia dziewięciu Bogu ducha winnych osób, w wielkim finale sama straciła głowę dzięki precyzyjnemu cięciu maczetą, którego autorem była Alice (Adrienne King), ostatnia niedoszła ofiara pechowej rodzicielki. Muzyczka, zaciemnienie, napisy końcowe. Na pozór slasher-movie jakich wiele, lecz należy uczciwie przyznać, iż reżyser, wieloletni współpracownik Wesa Cravena, Sean S. Cunningham, opowiedział tę historię tak jak trzeba, serwując sympatykom horroru odciętą (z powodu wichury i ulewy) od świata grupkę młodzieży, tajemniczego mordercę oraz atmosferę stopniowo rosnącego napięcia i grozy, gdy kolejne niczego nieświadome dziewczę mówiło do towarzyszy "zaraz wracam" i oddalało się w kierunku pustej łazienki, by wykonać wieczorną toaletę i nie mając przy tym zielonego pojęcia, że jednak, wbrew własnym zapowiedziom, nie wróci ani zaraz, ani później, ani nigdy więcej.
Jeśli dodamy, że o efekty specjalne w malowniczych scenach pozbawiania bohaterów filmu życia zadbał Tom Savini, prawdziwy fachowiec, maczający palce m.in. przy kultowym cyklu o żywych trupach George'a Romero, staje się jasne, iż oglądało się "Piątek Trzynastego" znakomicie, dzięki czemu odniósł on spory sukces finansowy, mimo że na ekrany kin wchodził razem z "Lśnieniem" Cubricka. Jak to zazwyczaj bywa w tego typu przypadkach, sequel był wyłącznie kwestią czasu.

Nadchodzi Jason. FRIDAY THE 13TH, PART 2 (1981)
Tak więc już wkrótce Alice przyszło zapłacić słoną cenę za desperacki akt samoobrony z części pierwszej. Zginęła tragicznie, zakłuta przez nieznanego (przynajmniej na razie) sprawcę szpikulcem do lodu, zaś nad jeziorem Crystal Lake, w sąsiedztwie feralnego obozu, beztrosko otworzono ośrodek Packanack Lodge.

Witamy w obozie Crystal Lake. Nieoficjalna część powitania.


Naturalnie historia, jak to zazwyczaj bywa w tego typu przypadkach, miała się powtórzyć, tylko że teraz zabijał sam, w tajemniczy sposób zmartwychwstały z wodnego grobu, Jason (w jego zaś roli Warrington Gillette, aktor, który wystąpił wyłącznie w tym jednym filmie, zresztą i tak przez prawie cały czas na głowę naciągnięty miał worek), i trzeba obiektywnie powiedzieć, iż robił to równie widowiskowo, jak jego rodzicielka (przynajmniej wiadomo, w kogo się wdał chłopak), choć już bez pomocy Toma Savini'ego. Na krześle reżysera usiadł Steve Miner, współtwórca części pierwszej i człowiek, który niecałe dwadzieścia lat później zepsuł "Halloween: 20 lat później". Tak czy inaczej, "Piątek Trzynastego II" został pozytywnie przyjęty przez sympatyków gatunku i kończył się zapowiedzią kolejnego epizodu.

Trzeci wymiar horroru. FRIDAY THE 13TH, PART 3 (1982)
Na ten fani znów nie musieli czekać długo, bowiem Steve Miner część trzecią nakręcił bardzo szybko i sprawnie, w roli Jasona obsadzając kolejnego barczystego debiutanta Richarda Brookera (jemu również nie było dane wystąpić w żadnym innym filmie). Zasadniczo "Piątek Trzynastego III" należy pamiętać z dwóch powodów - po pierwsze, to właśnie w tym odcinku morderca przywdział hokejową maskę, którą miała później stać się jego znakiem firmowym, po drugie - film powstał w popularnej wtedy technologii 3D (innym przykładem tej mody są niesławne "Szczęki III"), dzięki czemu i tak tradycyjnie efektowne sceny śmierci (przebijanie nożem na wylot etc.) widzowie mogli podziwiać w "trzech wymiarach". Niestety, mimo tych niewątpliwych atrakcji fabuła wyraźnie cierpiała na brak świeżości i znów obracała się wokół metodycznej eksterminacji grupki młodych ludzi, zakończonej likwidacją zabójcy przez ostatnią pozostałą przy życiu osobę, toteż obraz ów nie zebrał przesadnie ciepłych recenzji. Od siebie dodam, że zupełnie zasłużenie.

Alice. Przeżyła część pierwszą tylko po to, by zginąć w drugiej.


Ostatni rozdział? FRIDAY THE 13TH: THE FINAL CHAPTER (1984)
W części czwartej, nazwanej zdecydowanie przedwcześnie "ostatnim rozdziałem", Jason ożył i powrócił, by dalej siać terror. Powrócił również Tom Savini, by terror siany przez Jasona wyglądał jak należy, i to właściwie jedyny jasny punkt tego epizodu, reżyserowanego przez Josepha Zito, co podaję, gdyż i o złych filmowcach nie wolno zapominać. Dość powiedzieć, że grający zamaskowanego zabójcę Ted White był zdegustowany do tego stopnia, że wycofał własne nazwisko z listy płac i kategorycznie odmówił wystąpienia w części piątej. Jak się wkrótce okazało, podjął słuszną decyzję.

Zupełnie nowy początek. FRIDAY THE 13TH: A NEW BEGINNING (1985)
W każdym razie nawet laik zauważyłby, że seria dryfuje w złym kierunku, toteż zauważyli to w końcu również producenci, próbując pchnąć ją w zupełnie inną stronę (stąd i "nowy początek" w podtytule), z tym że pchnęli wyjątkowo źle, pozbawiając film głównego dotychczas bohatera. Zamiast niego, dla odmiany, zabijał młodzieniec, który spotkał Voorheesa w poprzednim epizodzie, a później zaczęło mu się wydawać, że sam jest Jasonem...

Debiut. Jason Voorhees po raz pierwszy na ekranie.


No, to dość długa i zagmatwana historia, więc nie będę jej tutaj przytaczał, zaś zainteresowani mogą poznać ją na własne oczy, oglądając film, ale uczciwie uprzedzam, że nie warto. Nawet ja do napisów końcowych dotrwałem z trudem, a jeden z miłośników sagi zauważył ze smutkiem, iż "piątki" nie ratuje nawet najwyższa w cyklu liczba zabójstw (ang. bodycount), i należy się z nim niestety zgodzić, czym prędzej litościwie spuszczając zasłonę milczenia na tego potworka.
Jason żyje. FRIDAY THE 13TH: JASON LIVES (1986)
Wbrew przewidywaniom sceptyków seria nie umarła jednak, tak jak wcale nie umarł i Jason (grany tym razem przez C.J. Grahama, co zresztą nie ma większego znaczenia, gdyż również ten aktor nie zapisał się w żaden sposób w historii kinematografii). W dużym skrócie: Tommy'emu, młodzianowi, któremu wcześniej wydawało się, że jest Jasonem, tym razem przypadła rola bohatera pozytywnego, próbującego zatrzymać cudownie zmartwychwstałego zamaskowanego gagatka. Nie zdradzę chyba wielkiej tajemnicy, jeśli powiem, iż w końcu, po pięknej finałowej walce, dopiął celu, lecz po drodze zdążyło widowiskowo zginąć jeszcze kilkunastu ludzi. Sympatycy zgodnie uznają nakręconą przez Toma McLoughlina część szóstą za jedną z najlepszych w cyklu, gdyż mimo naciąganej fabuły "Piątek Trzynastego" znów straszył, zamiast żenować. Niestety, stan ten nie miał potrwać długo.

Świeża krew. FRIDAY THE 13TH: THE NEW BLOOD (1988)
Jason bowiem, oczywiście na skutek nieszczęśliwego zbiegu okoliczności, wkrótce znów uwolnił się z wodnego grobu i powrócił do świata żywych, by tych ostatnich dalej z uporem godnym lepszej sprawy przenosić do świata martwych. W roli zamaskowanego mordercy tym razem wystąpił Kane Hodder i akurat to nazwisko warto zapamiętać, co nie będzie trudne, gdyż zdążę je jeszcze parokrotnie powtórzyć.
Głównym przeciwnikiem Voorhesa została Tina, dziewczynka wyposażona przez naturę w telekinetyczne moce, co niezbicie dowodzi, iż scenarzystom ewidentnie skończyły się pomysły na rozwój wydarzeń, a i w miarę sprawna reżyseria J.C. Buechlera niewiele mogła tutaj pomóc, podobnie zresztą jak monstrualnych rozmiarów piła łańcuchowa w rękach Jasona. Najgorsze jednak - jak to często w horrorach bywa - miało dopiero nadejść.

Jason jeszcze skrywający twarz pod workiem.


Turysta. FRIDAY THE 13TH: JASON TAKES MANHATTAN (1989)
Tytuł ósmej odsłony sagi mówi właściwie wszystko o fabule. Tym razem Jason Voorhees postanowił opuścić zaciszne okolice nad jeziorem Crystal Lake i wyruszyć na podbój Nowego Jorku, zaś jedynym jasnym punktem tego odcinka był Kane Hodder - ponownie odtwórca głównej roli. Pozostali aktorzy grali tak fatalnie, że gdy Jason eliminował kolejną ofiarę, widzowie przyjmowali ten fakt z ulgą i tylko szkoda, że ich losu nie podzielił reżyser Rob Hedden. Na pewno mu się należało. Generalnie, nie wdając się w długie debaty, stwierdzić można, iż "Piątek Trzynastego VIII" z ledwością mieści się w pierwszej dziesiątce najlepszych filmów cyklu.

Tenże już w hokejowej masce.


Ostateczne rozwiązanie? JASON GOES TO HELL (1993)
Zaraz na początku części dziewiątej, na którą sympatycy czekać musieli aż cztery lata, FBI zlikwidowała Jasona (znów znakomity Kane Hodder) jak się wydawało ostatecznie, likwidując fizycznie jego ciało (konkretnie: rozrywając na drobne kawałki przy pomocy materiałów wybuchowych). Ów pozornie sprytny plan nie wypalił jednak, gdyż Voorhees, o dziwo, powrócił, posiadłszy na dodatek umiejętność przejmowania kontroli nad ciałami innych osób. Już z powyższego krótkiego opisu wynika, iż fabuła przysłowiowej kupy nie trzymała się w żaden sposób, a dalej było, niestety, jeszcze straszniej, toteż również tego epizodu nie można zaliczyć do udanych. Krótko mówiąc, "Piątek Trzynastego IX" zamordowali scenarzyści (za co powinni smażyć się w piekle razem z Jasonem) i nie był mu w stanie pomóc nawet powrót Seana Cunninghama do ekipy (jako producenta, reżyserem był Adam Marcus). Zniechęceni fani zaczęli nieśmiało sugerować, iż może czas kończyć i dalszego wstydu oszczędzić, lecz zabójca w hokejowej masce miał jeszcze powrócić kilkaset lat później.

W roli Jasona niezapomniany Kane Hodder.


Kosmiczny jubileusz. JASON X (2001)
Okazało się bowiem, iż Jason Voorhees (w tej roli po raz czwarty świetny Kane Hodder) został zamrożony w komorze kriogenicznej i tkwiłby tam na wieki wieków amen, gdyby nie ciekawscy badacze, którzy w roku 2455 przylecieli z Ziemi 2 na Ziemię 1 (aktualnie opuszczoną planetę) na archeologiczne wykopki i znaleźli tam - oczywiście - zahibernowanego głównego bohatera naszej opowieści. Nieświadomi niebezpieczeństwa, czym prędzej zabrali go na statek i dalszego rozwoju wypadków mógłby domyślić się nawet największy laik w dziedzinie slasher-movies, toteż nie będę kontynuował opisu. W każdym razie krwi było sporo. Dodam jeszcze tylko, iż serię w XXI wiek udanie w sumie wprowadzili James Isaac (reżyser) i Sean Cunningham, przenosząc akcję w kosmos, co było chwytem ryzykownym, ale pożytecznym. Wprawdzie zamiast domków nad jeziorem mieliśmy kosmiczny statek, zamiast skąpo ubranych obozowiczek - kosmonautki w obcisłych kostiumach, a Jason zamiast starej hokejowej dostał zupełnie nową (taką bardziej w stylu Robocopa) maskę, niemniej dzięki temu "uwspółcześnieniu" przed świeżo wskrzeszonym cyklem rysują się nowe atrakcyjne perspektywy. Te perspektywy to oczywiście film Freddy vs. Jason, który - jak już wspominałem jakieś 10000 znaków temu - właśnie wszedł na ekrany amerykańskich kin, zaś wynik konfrontacji gigantów horroru jest naturalnie sprawą otwartą (mimo że w roli Jasona nie występuje Kane Hodder, co wzbudziło szereg słusznych protestów ze strony sympatyków sagi). Nam natomiast póki co pozostaje cierpliwe oczekiwanie, aż obraz ów trafi do Polski.

Czas był dla niego łaskawy. Jason Voorhees w kosmosie.


Ciąg dalszy nastąpi
Docierając powoli do końca artykułu, na pewno nie mogę, przy całej mojej sympatii do serii, powiedzieć, by ta zapisała się złotymi, lub chociażby pozłacanymi zgłoskami w historii kinematografii. Wszak jeśli nie liczyć specjalistów od efektów, Toma Savini'ego i Carla Fullertona (także "Milczenie owiec", "Philadelphia"), przy jej produkcji nie brali udział żadni znani i uznani filmowcy, zaś z aktorów, którzy występowali w "Piątkach Trzynastego", względny sukces odnieśli wyłącznie Kevin Bacon ("Piątek Trzynastego I", a później m.in. "Apollo 13", i "Hollow Man"), Crispin Glover ("Piątek Trzynastego IV", "Powrót do przyszłości", "Ferdydurke" Jerzego Skolimowskiego, "Aniołki Charliego", "Aniołki Charliego II"), Corey Feldman ("Piątek Trzynastego IV", "Gremlins", "Goonies", oraz głos Donatella w "Wojowniczych Żółwiach Ninja") i Kelly Hu ("Piątek Trzynastego IX", a ponadto "Moda na sukces", "Sunset Beach", "Nash Bridges" i ostatnio "Scorpion King"). Co gorsza, ze wszystkich dziesięciu dotychczasowych części cyklu nawet miłośnikom horroru z czystym sumieniem polecić mogę tylko epizody pierwszy i szósty, gdyż reszta to obrazy co najwyżej niskich lotów (przeważnie okolice lotu koszącego).
Czemu zatem seria ta, mimo niezliczonych minusów, których nie są w stanie przesłonić nieliczne plusy, ma imponująco pokaźną grupę miłośników i ugruntowaną pozycję wśród klasyków kina grozy? Szczerze mówiąc, nie wiem, co jednak wcale nie przeszkadza mi w oczekiwaniu na "Piątek Trzynastego na ulicy Wiązów".


60     Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona     : Jubileusz Piątku 13-go