51     Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona     : Mario vs. Wario


Mario vs. Wario

Paweł "Gonzo" Kazimierczak


Co to u licha ten Versus? Zapewne wielu z Was zadało sobie to pytanie widząc ową nazwę z spisie treści. Projekt ten dojrzewał w mojej głowie, niczym facehugger z "Aliens", dość długi czas. Oto teoria: VS to cykl felietonów, w którym będę konfrontował różne, czasem (często) dziwne rzeczy lub sprawy. Zobaczymy, co z tego wyjdzie w praniu.



Długo zastanawiałem się nad tematem do pierwszego felietonu. Czy ma być poważny, czy raczej zabawny? Wiadomo wszak, że pierwszy odcinek od razu nastawia odbiorcę do produktu i ów odbiorca po kolejnych częściach oczekuje tego samego. W końcu uznałem, że w tych nieciekawych czasach, jakie mamy obecnie, zajmę się czymś bardzo banalnym. Przynajmniej teoretycznie. Do rzeczy.

HUISHU
Pewnie znacie Maria i Luigiego, dwóch pokracznych hydraulików, z których jeden nie przewyższa wzrostem ściętego pnia, natomiast drugi jest brzydki i śmierdzi. Wiecie co? Nigdy ich nie lubiłem. Zawsze ta cukierkowość gier, serialu i Bóg wie czego jeszcze doprowadzała mnie do stanu, w którym wczorajszy obiad domagał się ponownego ujrzenia talerza. Te pstrokate kolorki i beznadziejna historia były jednak dla milionów dzieci ulubionymi. Wszyscy przyklaskiwali, gdy dzielny duet (czy nie wydaje Wam się, że Mario i Luigi to geje? I to jeszcze bracia. Tfuj!) ratował królewnę. A w ogóle kto wpadł na pomysł tego grzybka? Żałość. Nie da się ukryć, że gry zdobyły popularność. Nie mogę zaprzeczyć faktu, iż wtedy chodzenie po cegłach i skakanie na głowę chodzącym muchomorom może i było ciekawe. Ale ich powstały niezliczone części! Najwięcej chyba na GameBoy`a, ale także na Nintendo 64 albo inne badziewie (vide GameCube). Niestety Mariosy dopadły także ukochane blaszaczki. Pecetowcy to mądrzy ludzie i wiedzieli, że te gierki są delikatnie mówiąc słabe. Dzięki temu udało się jakoś uchronić komputery domowe od widma Maria, choć nadal zdarzają się zapaleńcy, młócący w te gry na jakimś emulatorze. Współczucie.
Chyba jednak w Nintendo pracują też jacyś w miarę inteligentni ludzie (jeśli można określić tak kogoś z kraju, gdzie dorośli ludzie grają na konsolach zamiast na PC) i zapewne w stanie wskazującym na spożycie zamienili w imieniu postaci literkę M na W. Wyszedł z tego dość pokraczny tytuł: "Super Mario Bros 3: Warioland", lecz sama już gra jest wciągająca. Nie popadajmy w skrajność, po kilku poziomach się nudzi, ale grywalność nie polega tam na skakaniu komuś na kark, ale na samej postaci głównego bohatera.
Jest nim Wario. Koleś nie stroniący od nieco mocniejszych drinków niż Słomówka Light, będący przykładem nieprawego obywatela. To był strzał w dziesiątkę. Świetne wyniki sprzedaży, wiele sequeli (dodajmy nędznych, ale cóż). Okazało się, że Wario, który ponad ratowanie kolejnych księżniczek z zamku jakiegoś super- ważnego- i- strasznego- gościa przedkłada worek z napisem $$ podoba się ludziom.
Producenci przekonali się, że społeczeństwo chętnie wcieliłoby się w postać inną niż nieskazitelny herosik Mario czy Croc i choć wirtualnie trochę namieszało. Bo i idea życiowa Wario jest prosta: rozwalić wszystko, co prowadzi do skarbca.

KTO ZABIŁ?
Oglądając kolejne "Złe wiadomości" w telewizji odnoszę wrażenie, że gry z Wario są bardzo, ale to bardzo popularne w tzw. wyższych sferach. Tam również większość polityków tudzież innych szympansów robi co jakiś czas napad na kasę. I podobnie jak postać z gier Nintendo, wyznają zasadę, że cel uświęca środki. A mówią, że to my nie odróżniamy fikcji od realnego świata? Paranoja. Zastanówmy się jednak poważnie, czy bardziej imponuje nam postać walczącego w dobrej sprawie Mario, czy też zapijaczonego i dbającego tylko siebie Wario? Wyniki tego prostego testu mogą nas nieco zaskoczyć, ale pamiętajmy, że niezależnie od wyborów podejmowanych na ekranie komputera, w życiu zawsze pozostajemy dla znajomych Kasią, Markiem czy Brzetysławem. I dobrze by było, żeby kiedyś ludzie miło nas wspominali, aniżeli woleli nie przywoływać naszego wizerunku w pamięci.

Tym miłym wnioskiem kończę dzisiejszy Versus. Powyższe przemyślenia nie muszą być zgodne z tym, co myśli druga głowa autora czy reszta redakcji, więc proszę nie pisać, że wszystkich objeżdżam (w końcu to dopiero pierwszy VS). Jeśli powyższe wypociny nie pasowały Wam tematycznie, czekam na propozycje kolejnych przedmiotów rozważań (mogą być mądrzejsze, ale głupsze milej widziane). Ślijcie na maila (jest w stopce), bo jak nie to... sam je wymyślę (nie radzę!). Do października!


51     Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona     : Mario vs. Wario